Relacja z podróży do Nowej Zelandii i na Wyspy Cook’a. Dzień 9 wyprawy – Rotorua.
Dzień 9, Rotorua
Plan na dzisiejszy dzień jest dość napięty. Przed nami wycieczka do Waimangu Volcanic Valley, czyli aktywnej krainy, gdzie procesy wulkaniczne wciąż odgrywają ważną rolę.
Wyjeżdżamy z rana i o godzinie 9 wchodzimy do parku. Dzień wcześniej udaje nam się kupić bilety wstępu z 50% zniżką.
Pierwsza rzecz, na jaką zwracamy uwagę, to bujna roślinność, która w połączeniu z górzystym terenem, daje poczucie, jakbyśmy znajdowali się w środku Parku Jurajskiego 🙂
W oddali widać mgłę, jednak jak się okazuje, to nie mgła, a parujące, bulgoczące jezioro Frying Pan, w których temperatura wody wynosi około 70 stopni Celsjusza, a z dna ku górze wydostają się różnego rodzaju gazy.
W krainie tej spędzamy około 3 godzin. Przechodzimy około 5 kilometrów trasą widokową, aż do Jeziora Rotomahana.
Stamtąd wracamy autobusem do wejścia parku. Park robi na nas duże wrażenie. Widać, że cały teren wciąż żyje i jest kształtowany przez geologiczne i wulkaniczne procesy.
Następnie jedziemy samochodem do kolejnego parku Wai-o-Tapu, kolorowej krainy siarkowych, bulgoczących jezior, wypluwających siarkowe opary, które miejscami przyprawiają o mdłości.
To kosmiczny i chyba nigdzie indziej niespotykany krajobraz.
Oglądamy całe spektrum geologicznej i termalnej aktywności, wszystkie kolory skał i jezior, od jasnych beżowych, żółtych, przez czerwone, zielone i turkusowe.
Wszystko wygląda jak namalowane.
Przy wejściu do parku można kupić maseczki, aby w czasie chodzenia nie wdychać siarkowych oparów.
Po dwóch godzinach chodzenia, prawie odurzeni, kierujemy się do wyjścia.Zapamiętamy to miejsce na bardzo długo, szczególnie pod względem zapachu 😀
Ogólnie cała Rotorua, czyli miejscowość, w której się znajdujemy, pachnie siarką i lekko mdłym zapachem.
Gdy tylko wyczujemy ten zapach, od razu orientujemy się, że gdzieś obok jest jakiś gejzer lub aktywny teren, z którego bucha para lub podziemny wyziew.
Na dzisiaj mamy jeszcze jeden punkt wycieczki: Kerosene Creek. Czyli dzika, gorąca rzeka, która płynie przez las. Żeby tutaj dojechać, wjeżdżamy na polną drogę i jedziemy po kamieniach przez około 4 kilometry. Dojeżdżamy o 19 godzinie. Jest jeszcze kilka samochodów. Parkujemy i idziemy kilkadziesiąt metrów w głąb lasu.
Widzimy ludzi w strojach kąpielowych w lesie . W końcu dochodzimy do dzikiej, lecz w miarę płytkiej rzeki. Wchodzimy do wody o temperaturze około 35 stopni, która przepływa przez las. Nie ma tu barierek, nie ma biletów wstępu, jest tylko przyroda, las i kilka osób odpoczywających w rzece.
Obok spływa mały, gorący wodospad.
To cudowne uczucie zanurzyć się po całym dniu zwiedzania w gorącym, dzikim źródle na drugim końcu świata.