Relacja z pobytu w Singapurze jako część podróży do Nowej Zelandii. Dzień 7 wyprawy.
Dzień 7, Singapur
Kończymy zwiedzanie azjatyckiego tygrysa.
W tym ostatnim dniu pobytu rano pakujemy wszystkie rzeczy i prosimy w hotelu o późne wymeldowanie. Możemy zwolnić pokój dopiero o godzinie 15, super! Po pakowaniu idziemy na niewielki targ w pobliżu. Znaleźć tutaj można praktycznie wszystkie egzotyczne owoce, od papai, przez zielone i żółte mango, smocze owoce, aż do króla owoców, duriana.
Na pobliskim straganie jest kilkanaście różnych rodzajów duriana. Okazuje się, że durian w zależności od stopnia dojrzałości, zmienia smak i konsystencję (może być mało, lekko lub bardziej słodki, kremowy bądź bardziej cierpki).
Po wizycie na targu, idziemy do dzielnicy hinduskiej Little India. Na wąskich ulicach ciężko jest rozminąć się z wózkiem z falą przechodniów. Wszędzie jest bardzo dużo ludzi.
Kupujemy na straganie wielkiego kokosa i udajemy się na spacer do China Town na wielką michę azjatyckiej zupy. Mamy słabość do azjatyckiej kuchni i za każdym razem, gdy nadarza się okazja, próbujemy azjatyckich smaków 🙂
Ostatni raz przechodzimy się promenadą w pobliżu Marina Bay i oglądamy figurę Marliona, symbol Singapuru. Niestety jest w remoncie i widzimy tylko jej mniejszą postać.
Będzie nam brakować tego miasta. Jest w nim coś niezwykłego, taki dynamizm, czuć że miasto cały czas żyje i się rozwija. Mają na to wpływ również sami Singapurczycy. Ci których spotkaliśmy byli bardzo otwarci, pogodni i pomocni.
Za wzór można podać również wagę jaka przykłada się tu do natury, mimo olbrzymich przekształceń i budowli, wszędzie jest zielono.
Zostało nam kilka dolarów, może kiedyś trzeba będzie przyjechać je wydać
My natomiast przenosimy się dalej, ku kolejnemu celowi naszej wyprawy.
Dzień 7 w obrazach